Ze spirometrem w kieszeni

Eksperci przekonują, że badanie spirometryczne powinno być powszechnie dostępne dla pacjentów. Postulują też, by włączyć je do katalogu obowiązkowych badań pracowniczych u osób po 40. roku życia. Argumentują, że jest ono tanie i bezpieczne, a pozwala wykryć jedną z głównych przyczyn zgonów, tj. przewlekłą obturacyjną chorobę płuc (POChP). Z prognoz WHO wynika, że w 2020 r. POChP będzie trzecią przyczyną zgonów, po chorobach układu krążenia i nowotworach.

Dzięki spirometrii można zidentyfikować astmę, a także określić przyczyny duszności, gdyż mogą one mieć związek również z chorobą serca. W ten sposób można by zaoszczędzić na znacznie droższych testach diagnostycznych, takich jak np. koronarografia stosowana w diagnostyce choroby wieńcowej serca.

Te ważkie argumenty podnoszone są od lat. Dlaczego więc spirometria nie jest powszechnie dostępna? Czy barierą może być wysoka cena zakupu profesjonalnego spirometru? Dr Piotr Dąbrowiecki, przew. Polskiej Federacji Stowarzyszeń Chorych na Astmę i Choroby Alergiczne i Przewlekłe Obturacyjne Choroby Płuc, zaprzecza temu przypuszczeniu. Wskazuje, że wszystko zależy od tego, czy lekarz rodzinny chce i potrafi z takiego aparatu korzystać. Jego zdaniem problemem jest to, że personel medyczny nie jest przeszkolony w wykonywaniu badania za pomocą spirometru. Wbrew pozorom, nie jest ono proste. – Zdrowy pacjent wykonuje takie badanie z wielkim trudem, natomiast chory – bez problemu. Chory na obturację wykonuje je dobrze, ponieważ w tym badaniu ważne jest, by długo wydmuchiwał powietrze. I on jest w stanie to zrobić. Z kolei pacjent, który nie ma chorych płuc, w pierwszej sekundzie opróżnia 90% ich pojemności, a procedura mówi, żeby dalej wydmuchiwał powietrze. Słowem, trudno jest badać zdrowego, łatwo chorego – wyjaśnia dr Dąbrowiecki. Prawidłowe wykonanie spirometrii wymaga bardzo dobrej współpracy i zaangażowania osoby badanej. Część osób nie potrafi prawidłowo wykonać manewrów maksymalnego wdechu i forsownego pełnego wydechu. O powodzeniu decyduje przede wszystkim odpowiednie wyszkolenie i doświadczenie personelu przeprowadzającego badanie.

Lekarze rodzinni mają obowiązek prowadzenia badań spirometrycznych, ale nie mają w gabinetach spirometrów, więc odsyłają pacjentów do pracowni spirometrycznej lub technika – zwraca uwagę Piotr Bajtała, jeden z założycieli spółki, która stworzyła mobilny spirometr zarządzany przez aplikację na smartfonie. Drugim pomysłodawcą „kieszonkowego spirometru” jest Łukasz Kołtowski, lekarz i konsultant projektów telemedycznych. Przenośny spirometr łączący się bezprzewodowo z aplikacją na smartfonie może pomóc osobom z astmą lub POChP. Dzięki urządzeniu pacjenci, pielęgniarki czy lekarze pierwszego kontaktu będą mogli kontrolować wydolność oddechową i monitorować, czy choroba się nie zaostrza. – Mogliby z niego korzystać nie tylko lekarze w czasie domowych wizyt u pacjentów, ale również sami pacjenci – mówi Bajtała i wyjaśnia, że stworzono dwie opcje oprogramowania: dla pacjenta do stosowania w domu i dla lekarza. Aplikacje różnią się wyświetlaniem wyników, pokazywaniem krzywych spirometrycznych itp. Dr Dąbrowiecki korzysta w pracy zarówno ze spirometrów stacjonarnych (takich, jakie są w np. szpitalach), jak i z urządzeń mobilnych. – Jeśli muszę dotrzeć do pacjenta, to zabieram małe, poręczne urządzenie, którym mogę się posłużyć w jego domu. Jeśli pacjent przychodzi do mojego gabinetu, to badanie przeprowadzam na klinicznym spirometrze – opowiada. – Mobilne urządzenia nie wyeliminują klasycznych spirometrów, które są niezbędne w badaniach klinicznych, żeby uzyskać precyzyjne wyniki. Natomiast mogą być stosowane z powodzeniem w badaniach przesiewowych – wyjaśnia różnice w korzystaniu z odmiennych typów spirometrów. Wskazuje również na jeszcze jedną zaletę mobilnych urządzeń: dzięki nim można sprawdzić, czy to, co pacjent nazywa dusznością, jest dusznością w spirometrii.

Czy mobilny spirometr spowoduje, że dostęp do badań będzie łatwiejszy? Trudno powiedzieć. Na razie kieszonkowy aparat nie jest sprzedawany indywidualnym klientom w Polsce; rozprowadzają go firmy farmaceutyczne. Wynalazca stara się uruchomić bezpośrednią sprzedaż także w Polsce.

 

Źródło: RR/Rynek Zdrowia

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *