Nie tylko żyjemy coraz dłużej, ale też coraz dłużej zachowujemy pełną aktywność. Co zrobić, by nasza skóra dotrzymywała nam kroku?
Dziś jedna piąta populacji planety ma ponad 60 lat, a do 2080 r. ten odsetek zwiększy się w Europie ponad dwukrotnie. Z kolei z danych przekazanych przez jeden z portali sprzedażowych wynika, że aż 58% klientek kupujących kosmetyki ma ponad 45 lat, a kategoria „50 plus” wzrośnie aż do 38% w ciągu najbliższych 15 lat! Może więc czas, by przemysł kosmetyczny zmienił narrację i przestał mówić o walce ze starzeniem się? Nie walczmy ze starzeniem, po prostu starajmy się utrzymać skórę w dobrej formie. Starzenie się to naturalny proces, a nie żadna choroba, którą należałoby leczyć.
Jeśli nie anti-aging, to co?
Jak znaleźć złoty środek, by zachować dobry wygląd? Można oczywiście narzucić sobie drakońską dyscyplinę: zimne prysznice, codzienne ćwiczenia, rezygnację z używek, cukru, mięsa… Lista przedłużających dobrą kondycję praktyk pełna jest, niestety, zakazów i nakazów. Ale na szczęście w medycynie estetycznej coraz bardziej popularny jest nowy trend zwany pro-agingiem albo slow agingiem, który zmienia dotychczasowe reguły gry. W dużym skrócie można by to ująć tak: zamiast polepszać, staraj się jak najdłużej utrzymać w dobrej formie to, co natura ci dała, a zamiast pojedynczych, mocnych interwencji rób regularnie łagodne, prewencyjne zabiegi kondycjonujące skórę. No i wybieraj te, które rzeczywiście najbardziej przysłużą się twojej skórze, a nie te, które akurat są w promocji. Jak je dobrać?
DNA skóry
Od niedawna możemy w Polsce wykonać test Skin DNA, który pokazuje, w jaki sposób, ze względu na nasze genetyczne predyspozycje, komórki skóry będą się degenerować. Skin DNA bada kombinację markerów genetycznych (SNPs) powiązanych z określonymi faktorami wywołującymi starzenie się skóry. Są to genetyczne predyspozycje do przedwczesnej utraty równowagi kolagenowej i do procesu glikacji, która także degraduje kolagen i elastynę. Test bada też genetyczną odporność skóry na działanie promieniowania UV oraz sprawność mechanizmów antyoksydacyjnych organizmu, dzięki którym radzi on sobie z eliminacją wolnych rodników. Pomaga też sprawdzić, w jakim stopniu geny chronią nas przed wystąpieniem podrażnień i stanów zapalnych skóry. Ale, jak twierdzą dermatolodzy i specjaliści medycyny estetycznej, nawet bez specjalistycznych testów możemy zobaczyć naszą przyszłość. Wystarczy spojrzeć na naszą mamę i babcie, by przewidzieć, jakie zmiany nastąpią w obrębie naszej twarzy (pod warunkiem, że mamy podobną budowę anatomiczną, czyli podobne geny).
Jedno jest pewne, wraz z menopauzą proces degradacji stanu skóry zaczyna wręcz galopować. Winowajcą są zmiany hormonalne – spadek estrogenów i progesteronu przy jednoczesnym utrzymaniu produkcji androgenów na tym samym poziomie. To sprawia, że nasz balans hormonalny całkowicie się zmienia, a w konsekwencji skóra wiotczeje i staje się cieńsza. Zaczynają być widoczne naczynka. W tym okresie uwidaczniają się także przebarwienia związane z wieloletnią ekspozycją na UV. Znacznie spada też poziom nawilżenia skóry – to pierwsza, wyraźnie odczuwalna zmiana na początku menopauzy. To jest moment, w którym trzeba włączyć przycisk z napisem „zwolnij”. Co może spowolnić te wszystkie procesy? Przede wszystkim trzeba dostosować swoją pielęgnację do nowych warunków.
Kremowa dieta
Niestety, nie ma jednego skutecznego kremu na menopauzę. Trzeba się nauczyć żonglować różnymi specyfikami, w zależności od tego, co nam najbardziej doskwiera. Skoro przy zmieniającym się profilu hormonalnym skóry największym problemem jest jej suchość, to w pierwszej kolejności trzeba włączyć kremy z kwasem hialuronowym.
Ale uwaga! Kwas hialuronowy jest zbudowany z dużych cząsteczek, które nie są w stanie penetrować przez barierę naskórkową. W kremie zapewni nam więc tylko nawilżanie powierzchniowe i komfort. To oczywiście jest bardzo ważne, ale jeśli chcemy nawilżyć głębsze warstwy skóry, to żaden krem nie zastąpi mezoterapii z kwasem hialuronowym. Kremową dietę warto też wzbogacić o kremy z kwasami omega-6 i omega-3 oraz z ceramidami. Ceramidy co prawda same bezpośrednio nie nawilżają, ale mają działanie pośrednie. Uszczelniają naturalny płaszcz hydrolipidowy, dzięki czemu dużo mniej wody odparowuje przez naskórek. No i na koniec złoty standard pielęgnacji slow aging – retinol! Wpływa na prawidłowe różnicowanie komórek skóry i stymuluje produkcję glikozaminoglikanów w skórze właściwej, a to one są w dużej mierze odpowiedzialne za optymalne nawilżenie. W odpowiednim stężeniu działa też rozjaśniająco i spłyca zmarszczki. To najlepiej opisany w literaturze fachowej składnik, a w kosmetyce stosowany już od lat 70. Wysoka skuteczność witaminy A wynika z tego, że w powierzchniowych warstwach skóry istnieją receptory, które wiążą cząsteczki witaminy A i umożliwiają im bezpośredni wpływ na przemiany zachodzące w komórkach skóry. Na rynku istnieje wiele pochodnych witaminy A. Jaki rodzaj wybrać? Oprócz kwasu retinowego (tretinoidu) dostępnego tylko na receptę w kosmetykach mamy do dyspozycji cały wachlarz różnych form. Najbardziej znaną jest retinol, który ma tę zaletę, że nie powoduje intensywnego podrażnienia skóry charakterystycznego dla retinoidów na receptę. W kremach można też znaleźć tzw. estry retinolu (palmitynian retinylu i octan retinylu) – tańsze i słabiej działające formy witaminy A nazywane przez firmy kosmetyczne pro-retinolem. Jednak w porównaniu z czystym retinolem mają słabsze działanie przeciwzmarszczkowe.
Jedna uwaga. Paradoksalnie na początku retinol może trochę wysuszyć skórę. Trzeba przetrwać ten etap, bo w efekcie jakość skóry ulegnie znacznej poprawie. Na początek powinno się go stosować 3 razy w tygodniu na noc, a dopiero jak skóra przywyknie – częściej. Na rynku jest też sporo kremów z kolagenem reklamowanych właśnie jako kremy dla skóry dojrzałej. Z pozoru wydaje się to logiczne, bo skoro z wiekiem tracimy naturalny kolagen, to wydawałoby się logiczne, by uzupełniać go z zewnątrz. Niestety, nie przenika przez barierę naskórka. Warto natomiast szukać w kosmetykach antyoksydantów, np.: witaminy C w stężeniu od 10 proc. i w stabilnej formie tetraizopalmitynianu askorbylu, a także kwasu ferulowego, Pro-Xylane (substancji wynalezionej w 2006 roku, która podobnie jak retinol pobudza produkcję glikozaminoglikanów), kwasów AHA i BHA, peptydów.
Nowy trend slow agingu skupia się na spowalnianiu procesów starzenia się skóry za pomocą profilaktyki i zabiegów stymulujących naturalne procesy regeneracyjne. Jeśli zaczniemy je wykonywać odpowiednio wcześnie, to zmiany spowodowane menopauzą będą mniej gwałtowne i mniej zauważalne.
Slow aging – co to za jest?
Slow aging (inaczej slow ageing, czyli tłumacząc z języka angielskiego: wolne starzenie się) to podejście do pielęgnacji, które powstało w opozycji do anti-aging (antystarzenie się, czyli coś, co zapobiega starzeniu się). Nurt slow aging opiera się na głębokiej świadomości tego, jak przebiega proces starzenia się, a przede wszystkim – że jest to proces, któremu nie da się zapobiec i który jest nieodwracalny. Jedyne, co można, to spowalniać (opóźniać) go, a nowoczesne, naturalne kosmetyki, doskonale sobie z tym radzą.
Źródło: time.com/slow-human-aging/; tylko zdrowie